Ks. Władysław Marian Zarębczan, 21.03.2009 - XII Światowe Rekolekcje Podhalańskie

Ostomiyli moi bracio i siostry!

W tym roku Opatrzność Boża podsunęła nam do refleksji niezwykle trudny temat przemijania, śmierci i życia wiecznego. Chociaż ze śmiercią, podobnie jak z narodzinami, wszyscy obcujemy niemalże każdego dnia, pomimo to na co dzień nie poświęcamy jej zbyt wiele uwagi. Co więcej, w naszej epoce nie brakuje ludzi, którzy sądzą, że jakakolwiek dyskusja na ten temat nie ma żadnego sensu. Według nich wszystko kończy się wraz ze śmiercią, nie ma dalszego ciągu naszej historii, nie będzie żadnego zmartwychwstania.

W wywiadzie zatytułowanym "Muszę tylko napisać testament", który ukazał się na łamach "Dziennika", 31 października ubiegłego roku, zmarły niedawno prof. Zbigniew Religa, oświadczył: "Utwierdzam się w przekonaniu, że Boga nie ma"; "wiem, że nic nie będzie po śmierci", "dla mnie śmierć jest niczym, śmierć jest snem"… Może ktoś z was przypomina sobie też słowa z końcowej rozmowy "Doli człowieczej" André Malraux: "Posłuchaj: nie dość jest, dziewięciu miesięcy, trzeba sześć dziesięciu lat, żeby stworzyć człowieka, sześćdziesięciu lat poświęcenia, woli, i tylu innych rzeczy! A kiedy ten człowiek dojrzeje, kiedy już nie będzie w nim śladu dziecka ani młodzieńca, kiedy naprawdę będzie człowiekiem, nadaje się tylko do śmierci".

Czy rzeczywiście tylko do śmierci? My, chrześcijanie, mamy na to zagadnienie zupełnie inne spojrzenie. Po prostu, zaufaliśmy Chrystusowi, który zapewnia nas, że "Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją" (Łk 20,38). Prawdę tę przypomniał jednoznacznie sam Jezus w rozmowie z  saduceuszami, którzy próbowali wykpić, podważyć i doprowadzić do absurdu naukę o zmartwych wstaniu, przytaczając żydowskie prawo lewiratu. Wyjaśnił im wtedy, że nie rozumieją mocy Bożej, która jest inna niż moc ludzka. Świat po zmartwychwstaniu ostatecznym będzie przez Boga inaczej ukształtowany niż świat teraźniejszy. Będzie nowym stworzeniem Bożym. Nie będzie już związków małżeńskich a  związki międzyludzkie będą miały inny cha rakter (por. l Kor 15,36-50). Człowiek upodobni się do aniołów, tzn. będzie żył życiem innym niż to, które mu zostało dane tu na ziemi. Jako dziecko Boże stanie się w pełni uczestnikiem zmartwychwstania. Nie może umrzeć, gdyż jest umiłowanym dzieckiem Bożym. Moc i miłość Boża jest źródłem jego nieśmiertelności. Bóg na kartach Starego i Nowego Testamentu wielokrotnie daje nam do zrozumienia, że człowiek umrzeć nie może, gdyż jest umiłowanym dzieckiem Bożym. Bóg go osobiście zna, kocha jak Abrahama, Izaaka, Jakuba (por. Rdz 18,1-15) i nie pozwoli mu zginąć.

Najmilsi!  

Dla nas, chrześcijan, śmierć nie jest końcem, lecz początkiem nowego życia w Bogu i z Bogiem. To nasza wiara każe nam śpiewać w czasie pogrzebu: "Niech Aniołowie zawiodą Cię do raju". Głęboko wierzymy w prawdziwość słów prefacji żałobnej: "Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przy gotowane w niebie wieczne mieszkanie". To nowe życie nie jest krainą cieni — szeolem, lecz ma charakter osobowy i wspólnotowy (Por. Ap 21,3-4). Przez Chrystusa, drugiego Adama, wracamy do pierwotnego szczęścia, które utracił pierwszy Adam. To nowe życie z Bogiem obejmuje całego człowieka dzięki powszechnemu zmartwychwstaniu w godzinie przyjścia Pana.

"Memento mori", pamiętaj o śmierci – maksyma ta była w okresie średniowiecza napomnieniem, aby w każdej chwili być przygotowanym do stanięcia przed Bogiem i zdania relacji ze swych czynów.

Jakie miejsce zajmuje śmierć w świadomości zbiorowej Polaków? Otóż potwierdza się obserwacja marginalizacji tego doświadczenia. Zakończenie życia spychane jest na margines zbiorowej wyobraźni, staje się tematem tabu, omijanym skrzętnie w codziennych rozmowach. Z wykonanego w 2005 roku przez OBOP badania wynika, że jedna trzecia naszych rodaków nigdy nie myśli o śmierci, a prawie połowa (45 proc.) robi to rzadko lub bardzo rzadko. Jedynie niespełna co dziesiąty Polak deklaruje, że jest ona częstym przedmiotem rozmyślań. Do tej ostatniej grupy należą ludzie w podeszłym wieku, którzy starają się w jakiś sposób przygotować do odejścia oraz bliscy umierających lub też ludzie przeżywający żałobę. Nie może też nie dziwić fakt, że tylko 65 proc. Polaków uważa, że istnieje życie po śmierci, a przecież znakomita większość naszego społeczeństwa (bo aż 98 proc.) deklaruje się jako osoby wierzące w Boga.

Dlaczego tak się dzieje? Lęk przed śmiercią jest tak duży, że wolimy umrzeć nie będąc świadomi tego faktu. Jesteśmy w większości zwolennikami i wyznawcami epikurejskiego "carpe diem", nawet jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tego faktu. Idziemy tropem starożytnego filozofa, który uważał, że gdy żyjemy, nie ma śmierci, ona nas nie dotyczy, gdy zaś umrzemy, śmierć też nas nie będzie dotykać, gdyż nas samych już nie będzie. Ale nawet jeśli jej zaprzeczymy, śmierć nadal będzie istniała – może o tym zaświadczyć każdy, kto widział zgon bliskiej sobie osoby.

Bracia i siostry!

Kiedy jest nam ciężko, kiedy spadają na nas różnego rodzaju doświadczenia, przypominajmy sobie jakże pokrzepiające słowa Jezusa, wypowiedziane do swoich uczniów: "Nie bój się mała trzódko! "Spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze" (Łk 12,32.35-36). Słowa te są wezwaniem do zawierzenia Bożej Opatrzności. Chrystus dobrze zna problemy świata i świadom jest wysiłku, jakiego od nas żąda; przewiduje też pokusę strachu. Nie bój się mała trzódko oznacza tyle, co: Spokojnie, ufajcie Bogu, nie stracicie wszystkiego pozo stawiając wszystko z miłości do Boga, co więcej, otrzymacie sto kroć więcej i życie wieczne. Bóg może przegrać jakąś bitwę nie dlatego, że jest słaby, ale dlatego, że jest dobry. Ale Bóg nie przegra wojny całej historii. Potwierdził to sam Jezus, gdy podejmował drogę na krzyż: "Odwagi, Jam zwyciężył świat!" (J 16,33). Stąd chrześcijani na powinien charakteryzować optymizm i nadzieja, zarówno wtedy kiedy trudna jest wierność, jak i wówczas, kiedy wydaje mu się, że "wszystko się na niego wali". Pozostańmy wierni Chrystusowi i pozwólmy, aby On nami kierował.

Życie nie jest świętem, ale jest oczekiwaniem na święto. Wierzący wy chodzi poza horyzont swego widzenia, a wiara przybliża mu życie, które ma nadejść. Prawda usprawiedliwia wszystkie sytuacje: cho rzy i zdrowi, bogaci i biedni, inteligentni i niewykształceni... niech wiedzą, że takie sytuacje należą do czasu oczekiwania, i że tu na ziemi wszyscy jeste śmy w drodze. Nie należy zapominać, że prawda otworzyła  chrześcijaństwo na miłość każdego człowieka: nieszczęśliwy, trędowaty, niepeł nosprawny, nieuleczalnie chory, liczą się tak samo jak zdrowi. Co więcej, nazwani zostali "błogosławionymi", ponieważ jeszcze bardziej niż inni mogą zrozumieć nadzieję i przeżywać oczekiwanie na spotkanie z Bogiem

Bracia i siostry!

Jak widzimy, współczesny świat unika tematu śmierci i przemijania, w konsekwencji doczesne życie człowieka ograni cza się do szalonych prób budowania raju na ziemi, ale ta ate istyczna hipoteza pracy nie wytrzymuje krytyki. Cierpienie, cho roba, śmierć obnażą i niwelują każdą próbę zatrzymania teraźniejszości, zmuszając do poszukiwania rozwiązań poza te raźniejszością. Zadaniem więc chrześcijanina w świecie jest przy pominanie o wieczności, budzenie ludzi z amnezji w stosunku do życia przyszłego.

Powiązanie z rzeczami doczesnymi powinien przeżywać w sposób zupełnie nowy: "Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją. Skarb niewyczerpany w niebie" (Łk 12,33). Dlatego choroba i śmierć dla chrześcijanina stają się okazją do wolności, do zweryfikowania, na ile dojrzał do wieczności.

Simone Weil, francuska filozof i mistyczka, powie wprost: "Śmierć jest najcen niejszą rzeczą jaka została podarowana człowiekowi. Byłoby niegodziwością użyć jej źle". Przypomnijmy sobie, jak umierał Jan Paweł Wielki, zostawiając nam piękny przykład cierpie nia i przejścia z tego świata do Domu Ojca. Jakże wymownie brzmią jego słowa, wypowiedziane w Fatimie, w roku 2000: "Jeśli ktoś lub coś każe ci sądzić, że jesteś już u kresu, nie wierz w to! Jeśli znasz odwieczną Miłość, która Cię stworzyła, to wiesz także, że w Twoim wnętrzu mieszka dusza nieśmiertelna. Różne są w życiu" pory roku": jeśli czujesz akurat, że zbliża się zima, chciałbym abyś wiedział, że nie jest to pora ostatnia, bo ostatnia porą Twego życia będzie wiosna: wiosna zmartychwstania. Całość twojego życia sięga nieskończenie dalej niż jego granice ziemskie: Czeka cię niebo".

Oczekiwanie na niebo nie jest środkiem uspakajającym, który nas usypia, ale bodźcem, który zmusza już teraz do wytężonej pracy. Bóg dał nam wielki dar, jakim jest nasza wiara. Zapalił w naszych sercach wielkie światło przez nadzieję życia wieczne go. Nie marnujmy tego daru!

Znany jest krótki wiersz, który Dag Hammerskjold, były Se kretarz generalny ONZ, jako dziesięcioletni chłopiec przetłuma czył z języka angielskiego na szwedzki i podarował swojej mat ce. Oto jego treść: "W dniu twych narodzin, wszyscy byli weseli, tylko ty płakałeś. Żyj tak, aby w twej ostatniej godzinie płakali wszyscy inni. Ty jeden - byś łzy nie miał w oku i śmierć spotkał spokojnie, kiedykolwiek przyjdzie".

Ostomiyli!

Zapewne niejeden raz zastanawiamy się, jak żyć, by w ostatniej godzinie nie płakać; jak żyć, aby na spotkanie śmierci udać się ze spokojem, kiedykolwiek przyjdzie; jak żyć, aby bez strachu stanąć przed Synem Człowieczym?

Spotkanie z Bogiem nie będzie czasem zemsty i gniewu, lecz czasem pełnego odkupienia. I to jest najważniejsze. U końca doczesnej wędrówki każdego człowieka stoi On - Chrystus pełen mocy i chwały. Zbawiciel, który swoje życie oddał na okup za wielu, nie jest końcem, ale początkiem nowego życia i nowych czasów. Dlatego życie chrześcijańskie, mimo perspek tywy śmierci, jest nadzieją.

Aby spotkać Syna Człowie czego w chwale i aby to spotkanie było odkupieniem, trzeba dążyć do spotkania z Nim już teraz na ziemi, trzeba umieć czytać znaki cza sów Jego nawiedzenia. Trzeba pamiętać, że tu na ziemi nawiedza nas Syn Człowieczy najczęściej pod postacią najmniejszego z braci. Przy spotkaniu z Chrystusem w chwale będziemy sądzeni z tego, jak przyjmowaliśmy Syna Człowieczego w drugim człowieku (Mt 25,31-43).

Do tego spotkania trzeba ciągle dojrzewać. Doskonałość chrześcijańska wymaga stałej pracy nad sobą przy współpracy innych. Ewangeliczny obraz dojrzałego żniwa przypomina nam prawdę, że chwała i nagroda mają swój począ tek już tu na ziemi. Jak w rozsiewanym na polu nasieniu zawarte jest już potencjonalnie całe żniwo, tak samo już tu na ziemi nosi my w sobie zaczątek wieczności i chwały. Dlatego miał rację święty Augustyn, kiedy pisał: "Niebem jesteś i do nieba idziesz". Już tu na ziemi nosimy w sobie niebo albo piekło. Jak wiele zale ży od naszych codziennych wyborów!

Uczeń Chrystusa będący w drodze na spotkanie z Bogiem musi też zachować właściwy dystans wobec dóbr tego świata; nigdy nie mogą one stać się celem jego życia. Nie mogą nim zawładnąć żadne dobra ani blaski tego świata, w przeciw nym razie serce człowieka z łatwością obojętnieje na sprawy Boże. Świadomość niebezpieczeństw grożących ludzkiemu sercu w dro dze na spotkanie z Panem oraz świadomość własnej słabości po stulują czujność i modlitwę: "Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie..." (Łk 21,36). Nie wiemy, kiedy Pan przyjdzie dlatego należy się modlić przy każdej sposobności, czyli zawsze.

Dzisiejsza Ewangelia przedstawia nam dwa modele modlitwy, zupełnie realne, jakby zostały z życia wyjęte. Model modlitwy faryzeusza: nie ma w niej żadnej prośby, brak poczucia własnej słabości. Jest świadomość spełnienia wszystkich przykazań oraz pewność, a nawet zarozumia łość, że kroczy słuszną drogą. To "pokorna pycha", której wyrazem są słowa: Dziękuję ci Boże, że nie jestem jak inni ludzie. Taka mo dlitwa nie może trafić przed majestat Boga. Nie jest ani uwielbieniem, ani prośbą; ona jest obrazą Boga.

Drugi model: modlitwa nie tyle pokornego, ile grzesznego celnika, noszącego w sobie stale po czucie własnej winy i swojej małości. Żyje on świadomością, że jest grzeszny i sam z siebie nigdy nie potrafi wypłacić się sprawiedliwości Bożej. Dlatego zostaje mu tylko jedno wyjście, liczyć na bezgraniczne miłosierdzie Boga. Czy przypadkiem w tej modlitwie nie odnajdujemy myśli wyjętych z Psal mu 50: "Zmiłuj się nade mną Boże według wielkiego miłosierdzia Twego"? Czy nie brzmi w niej, jakieś wielkie wezwanie rzucone dzisiejszemu światu, aby wobec Boga był więcej pokorny i bardziej uczciwy?

Z Bogiem żywym spotykamy się w każdej Mszy św. Zawieramy z Nim przy mierze, stajemy się Jego przyjaciółmi i umiłowanymi. Dlatego tak często Eucharystia nazywana jest zadatkiem wieczności i zmar twychwstania. Człowiek, kiedy naprawdę staje się czło wiekiem, chrześcijaninem, przyjacielem Boga i ludzi, wtedy nadaje się nie na śmierć, lecz na życie. Prośmy Jezusa Chrystusa w czasie tej Mszy św., aby nas nauczył nie tyle modlitwy, ile pokornego i ufnego odnoszenia się do Niego i do Jego Ojca w niebie

Czuwajmy, módlmy się i kochajmy naszych bliźnich, przeba czajmy im!

A kiedy i my staniemy w domu Ojca, niech nas przy garnie miłosierny i kochający Bóg!

"Nie smuccie-z sie siostry

nie płaccie bratowie,

syćka się spotkome,

hań po drugiyj stronie"

AMEN!