Opera góralska "Jan Paweł II na Podhalu"

Odnośniki w sieci:

Opera góralska “Jan Paweł II na Podhalu” w Ameryce

Pod koniec ubieglego roku zaproponowałem Prezesowi Związku Podhalan w Północnej Ameryce, Andrzejowi Gędłkowi, aby górale zamieszkali w USA podjęli się wystawienia opery „Jan Paweł II na Podhalu”, do której libretto napisał Franciszek Łojas Kośla. Byłem pewny, że nasi bracia i siostry za Wielką Wodą, bez problemu powinni sobie poradzić z tym wyzwaniem, bowiem jest tam wielu bardzo dobrych muzyków, śpiewaków i tancerzy.  Prezes Gędłek dość sceptycznie podszedł do mojej propozycji. To Ameryka, ludzie nie maja czasu, liczy się tylko pieniądz...usłyszałem w odpowiedzi. Wtedy opowiedziałem mu o entuzjastycznym przyjęciu opery w Polsce, m.n. w Zakopanem, Nowym Targu, Ludźmierzu, Krakowie i Warszawie, a także w samym sercu chrześcijaństwa, w Rzymie. Podkreślałem niezwykłe uniesienie serc i zjednoczenie ludzi, które nastąpił dzięki tej operze. Byłem przekonany, że tak samo będzie na ziemi amerykańskiej. W końcu udało mi się przekonać Prezesa i obiecał, że z nowym rokiem wezmą się do dzieła. Przygotowaniem opery w Ameryce zajęli się Józef Bafia i Joanna Kula, którzy staranie dobrali wykonawców poszczególnych ról i rozpoczęli z nimi próby. Muzykantom przewodził Marek Bukowski.

 Prapremiera amerykańska odbyła się 20 maja br. w Domu Podhalan w Chicago, zaś premiera miała miejsce w Copernicus Center, 17 czerwca 2012, położonym w północnej części Wietrznego Miasta, jak nazywane jest Chicago. Na premierę zostałem zaproszony i wybrałem się do Stanów Zjednoczonych. Poczytuję sobie za wielki zaszczyt fakt, iż  poprowadziłem to widowiska, jak już to wcześniej czyniłem w Zakopanem, w Warszawie i w Rzymie. Dziękuję Opatrzności Bożej, że mogłem tam być razem z moimi braćmi i siostrami i przeżyć jeszcze raz ten niezwykły hołd składany Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, tym razem przez górali żyjących w USA.

Zapraszam do obejrzenia fragmentów opery“Jan Paweł II na Podhalu”, autorstwa Władysława Mrowcy.


Opera Goralska w Chicago "Jan Pawel II na Podhalu"

Wywiad dla gazety „Podhalanin”

H.J. : Księże Władysławie, na samym początku pragnę serdecznie podziękować za obecność i poprowadzenie opery „Jan Paweł II na Podhalu” w ”Copernicus Center” w Chicago. Było to wielkie i ważne wydarzenie nie tylko dla nas, górali żyjących w Ameryce, ale także dla calej Polonii. Dobrze, że Ksiądz Prałat był razem z nami. Proszę podzielić się z naszymi czytelnikami swymi przeżyciami związanymi z tym wydarzeniem.

W.Z. :Dziękuję Bożej Opatrzności, że mogłem przybyć do Ameryki i razem z Wami oglądać i podziwiać wykonanie opery poświęconej bł. Janowi Pawłowi II. Chciałem tu być i bardzo się cieszę, że się to udało. To, co widziałem i przeżyłem, będę nosił głęboko w sercu i będę opowiadał wszystkim, których spotykam w Polsce i poza jej granicami, jak to wspaniali spisali się nasi bracia i siostry za Wielka Wodą. Jestem pełen podziwu dla wszystkich wykonawców: muzykantów, śpiewaków i tancerzy. Gratuluję i dziękuję Prezesowi ZPPA, Andrzejowi Gędłkowi, że udało mu się tylu ludzi pociągnąć to tego dzieła. Dziękuję wszystkim za trud włożony w przygotowanie tej opery i za jej interpretację, trochę inną od tej wykonywanej w Polsce czy we Włoszech. Słowa uznania kieruję też pod adresem tych osób, które przygotowały dekoracje oraz dokumentację w postaci zapisu video, zdjęć i artykułów prasowych. Z tego będzie można korzystać przez dlugie lata, nawet wtedy, kiedy nas już nie będzie. Wszystko na najwyższym poziomie. Z doświadczenia w Polsce i w Rzymie wiedziałem, że opera bardzo łączy ludzi i to samo nastąpiło w Ameryce. Dzięki Janowi Pawłowi II znowu doznaliśmy wielkiego uniesienia serc, poczuliśmy ile radości może przynieść przebywanie z drugim człowiekiem, przekonaliśmy się, że nadal można coś robić bezinteresownie, że można odstawić czy przełożyć inne obowiazki, aby tylko nie zawieść pokładanej nadziei. Po zakończeniu opery w ”Copernicus Center” usłyszałem wiele ciepłych słów pod adresem całego przedsięwzięcia. Ludzie ze łzami w oczach dziękowali za to, co mogli przyżyć dzięki naszym artystom. Rozmawiałem z dwoma mężczyznami, nie góralami, którzy w samych superlatywach wyrażali się o operze. Jeden z nich powiedział do mnie mniej wiecej tak: „Proszę księdza, teraz, kiedy wszystko w Ameryce się wali, kiedy upadają różne i zasłużone organizacje polonijne, jedynymi, którzy pokazują piękno kultury polskiej, jesteście wy, górale!” Chciałoby się powiedzieć: bracia i siostry, górale, tak trzymać! Liczy na Was cała Polonia i ci wszyscy, którym krzewienie kultury polskiej i przekazywanie jej następnym pokoleniom leży głęboko na sercu.H.J. : Chyba wszyscy już wiedzą, zarówno w Polsce jak i w USA, że to Ksiądz Władysław Zarębczan jest inicjatorem tej opery i to Ksiądz podsunął pomysł, aby także górale za Wielka Wodą przygotowali operę poświęconą naszemu wielkiemu papieżowi. Proszę nam zdradzić kiedy i w jakich okolicznościach narodziła się idea tej opery? 

W.Z.: Jest to sprawa bardzo osobista. W roku 1997, kiedy Jan Paweł II przebywał przez kilka dni w Zakopanem i Ludźmierzu, bardzo chciałem tam być. Pracowałem wtedy w Radiu Watykańskim. Poprosiłem ks. Dziwisza, aby mnie zabrał z orszakiem papieskim, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Wtedy wystąpiłem z prośbą o kilkudniowy urlop, aby tylko wziąć udział w tym wielkim wydarzeniu. Usłyszałem od szefa: „Ktoś tu musi pracować i przygotowywać programy. Ja chętnie się przejadę do górali”. Musiałem to jakoś przełknąć i zostałem w Rzymie. Po tym, co widziałem z przekazów telewizyjnych oraz relacji radiowych, po telefonach od przyjaciół i znajomych z Polski i ze świata, którzy gratulowali mi niezwykłego przyjęcia zgotowanego przez górali Janowi Pawłowi II, pomyśłałem, że choć nie dane mi było być pod Tatrami z moimi braćmi i siostrami, to przyjdzie taki dzień kiedy i ja wyśpiewam swoją miłość i oddanie Ojcu Świętemu. Wiedziałem, że będzie to opera, która nawiąże do tego historycznego wydarzenia. Początkowo myślałem, że sam to napiszę i potem przetłumaczę na język gwarowy. Jednak szybko zdałem sobie sprawę, że najlepiej zrobi to poeta. Kilka miesięcy później zaproponowałem mojemu przyjacielowi, Franciszkowi Bachledzie-Księdzulorzowi, aby napisał libretto do mojego pomysłu.  Franciszek zachwycił się i obiecał się tym zająć, ale jego liczne obowiązki sprawiły, że nic z tego nie wyszło. Minęło kilkanaście lat i w Zakopanem obejrzałem  operą góralską „Naski świat”, wykonywaną przez Zespół „Regle” z Poronina. Libretto do tej opery napisał Franciszek Łojas-Kośla. Byłem wprost urzeczony!  Tuż po zakończeniu opery podszedłem pogratulować kierowniczce zespołu, pani Marii Dawidek i poprosiłem, aby przedstawiła mnie Franciszkowi Łojasowi-Kośli, którego znałem tylko ze słyszenia. Powiedziałem wtedy do nich: będzie jeszcze jedna opera góralska, tym razem poświęcona Janowi Pawłowi II. Poinformowałem ich, że szybkimi krokami zbliża się beatyfikacja naszego Ojca Świętego i że byłoby dobrze zdążyć na czas z nową operą. Następnie w dużym skrócie opowiedziałem im, jak ja bym to widział i zaproponowałem, aby to Franciszek Łojas-Kośla napisał libretto do mojego pomysłu. Po powrocie do Rzymu, przygotowałem sporo materiałów, które mogły się przydać naszemu poroniańskiemu poecie. Były to homilie papieskie, przemówienia i śpiewki wykonywane  podczas pielgrzymek papieskich na Podhalu. Zaproponowałem też konkretny kształt opery. Pierwszy akt miał pokazać radość z wyboru kardynała Wojtyły na Stolicę Piotrową, a następne miały nawiązywać do jego wizyt w Nowym Targu, Zakopanem i Ludźmierzu. Moje przemyślenia i propozycje wysłałem do Franciszka Łojasa-Kośli, który od razu przystąpił do pisania i na bieżąco informował mnie na jakim etapie się znajduje. Kiedy przysłał mi pierwszy fragment opery, aż się wzruszyłem z radości i u siebie na plebani ze wszystkich sił śpiewałem Janowi Pawłowi II: „Tak my Ojce Święty Tobie ukochali, zeby my Ci bez ustanku grali i śpiywali”.

H.J. W przygotowanie opery poświęconej polskiemu Papieżowi włączyła się spora grupa ludzi w Polsce. Proszę nam opowiedzieć jakimi kryteriami kierowaliście się w doborze wykonawców i kto ostatecznie wystąpił na deskach w Polsce i we Włoszech? 

Kiedy proponowałem autorowi napisanie libretta to byłem przekonany, że operę wykonają ci sami ludzie, którzy zachwycili mnie w operze „Naski świat”, czyli członkowie góralskiego zespołu „Regle” z Poronina. Tymczasem, Franciszek Łojas Kośla podsunął mi inny pomysł. Podpowiedział, żebym do tego dzieła włączył śpiewaków dysponujących najlepszymi głosami na całym Podtatrzu. Z jego domu wykonałem kilka telefonów do śpiewaków dysponujących wyjątkowymi głosami, którzy bez wachania zgodzili się zaśpiewać dla Jana Pawła II. Niestety, z różnych przyczyn zabrakło w składzie kilkoro ważnych i znanych osób, ale wszyscy oni otrzymali propozycję włączenia się do tej opery. W Ludźmierzu zwołałem spotkanie organizacyjne, na które zaprosiłem kierowników najlepszych zespołów góralskich, od Zakopanego po Nowy Targ i Rabkę. Prawie wszyscy, kilka lat wcześniej wzięli udział w uroczystościach mojego srebrnego jubileuszu kapłaństwa, przygotowując specjalny program dla moich gości i angażując do tego przedstawicieli ponad 20 zespołów góralskich z całego Podhala. Na pierwszym spotkaniu w Ludźmierzu ustaliliśmy bardzo ważną sprawę, a mianowicie, że włączymy się do tego dzieła honorowo i nikt nie będzie zgłaszał żadnych roszczeń pieniężnych. Kierownictwo nad całością powierzyliśmy Józefowi Pitoniowi, zaś odpowiedzialnym od strony muzycznej został Krzysztof Trebunia-Tutka. Kiedy mieliśmy już gotowy tekst, dokonaliśmy podziału pracy, za którą zabrali się przedstawiciele ponad 40 miejscowości góralskich. Pierwszy akt  nawiązujący do ogromnej radości wśród górali z wyboru kardynała Wojtyły na papieża, powierzyliśmy artystom z Bukowiny Tatrzańskiej. Oni sami dobrali sobie zaprosili do współpracy kolegów i koleżanki z zespołów regionalnych z Białki Tatrzańskiej, Leśnicy-Gronia, Jurgowa, Czarnej Góry i Rzepisk. Drugi akt, nawiązujący do wizyty Jana Pawła II w stolicy Podhala - Nowym Targu, powierzyliśmy artystom z Nowego Targu i okolicznych miejscowości, min. z Gronkowa, Szaflar i Łopusznej a także przedstawicielom Rabki, Orawy i Pienin. Przygotowania trzeciego aktu, odnoszącego się do pobytu Ojca Świętego w Zakopanem, podjęli się śpiewacy, muzykanci i tancerze z Zakopanego, Kościelisk, Zębu, Poronina i Białego Dunajca. Zaś ostatni, czwarty akt, nawiązujący do pobytu papieża w sanktuarium Gaździny Podhala, został powierzony Ludźmierzowi oraz ich przyjaciołom z Czarnego Dunajca, Ratułowa i Czerwiennego. Ostatecznie jednak, z przyczyn od nas niezależnych, ci ostatni nie wystąpili w operze. Szczerze nad tym ubolewam.  

H.J. Idea opery góralskiej poświęconej błogosławionemu Janowi Pawłowi II nie jest jedynym pomysłem Ksiedza Prałata. Wymyślił Ksiądz też Światowe Rekolekcje Podhalańskie w Rzymie, w których każdego roku udział biorą górale z Polski i z różnych stron świata. Słyszałem kiedyś, że to ks. Zarębczan podsunął kustoszowi sanktuarium w Ludźmierzu, ks. Tadeuszowi Juchasowi, pomysł utworzenia w Ogrodzie Różańcowym pomnika Ojca Świętego. Czy to prawda? I czy będą jeszcze nowe, tak piękne pomysły, które potrafią łączyć nas górali, zarówno na rodzinnym Podhalu jak i poza granicami Polski?

Mam osobistą satysfakcję, że pomimo tylu trudności, a nawet prób rozbicia rekolekcji podhalańskich w Rzymie, idea ta jest nadal kontynuowana. Aktualnie przygotowujemy się do XVI rekolekcji, które jak Bóg pozwoli, odbęda się w dniach od 4 do 11 marca 2013 roku. Dziękuję Bożej Opatrzności, że przez rzymskie rekolekcje przewinęło się już kilka tysięcy naszych rodaków z Polski i ze świata. Jeśli chodzi o pomnik Ojca Świętego w Ludźmierzu, to rzeczywiście ja zaproponowałem ks. Juchasowi, abyśmy my, księża, wywodzący się z Podhala, Spisza, Orawy i Ziemi Gorczańskiej, ufundowali pomnik Jana Pawła II jak wotum wdzięczności Bogu za dar powołania. Tym bardziej, że zbliżał się Wielki Jubileusz Roku Świętego 2000. Ks. Juchasowi bardzo się spodobał ten pomysł i wysłał mnie o pozwolenie do samego Ojca Świętego. Pracując w Watykanie miałem stosunkowo łatwe dojście do  najbliższego otoczenia Jana Pawła II i któregoś dnia zostałem przyjęty przez ks. Stanisława Dziwisza. Wysłuchał z uwagą mojej prośby i od razu odpowiedział, że Ojciec Święty jest przeciwnym stawianiu mu pomników i że najbardziej denerwują go te na których jest z rozwartymi ramionami. Doradził mi, żebyśmy sobie dali spokój z tym pomysłem. Widząc jednak moja kwaśną minę zapewnił, że porozmawia jeszcze z Ojcem Świętym i kazał mi przyjść po kilku dniach. Serce waliło mi jak młot, kiedy powtórnie stanąłem w apartamentach papieskich. Tym razem otrzymałem dobrą wiadomość. Ks. Dziwisz powiedział mi coś w tym rodzaju:”Jeśli już musicie stawiać pomnik, to najlepiej niech to będzie modlitwa Jana Pawła II”. Doradził też, żebyśmy rozpisali konkurs i wybrali najciekawszą propozycję. Tym samym, mieliśmy już pozwolenie z samej „góry” i natychmiast przystąpiliśmy do działania. Ks. Tadeusz Juchas poprosił kilku artystów i rozesłał listy do wszystkich księży, wywodzących się z szerokiego Podtarza, z prośbą o finansowe wsparcie tej idei. Pamiętam, że ja osobiście przeznaczyłem na ten cel moją miesięczną pensję. Kiedy projekty pomnika były już gotowe, znowu pojawiłem się u ks. Stanisława Dziwisza w Watykanie i to on zadecydował, jaki pomnik ma stanąć w Ludźmierzu. Dziś wszyscy pielgrzymi  odwiedzający sanktuarium ludźmierskie robią sobie zdjęcia przy pomniku Ojca Świętego modlącego się na różańcu, ale mało kto zdaje sobie sprawę ile to kosztowało nerwów i zachodu. Tabliczki zamontowane na pomniku zawierają nazwiska tych duchownych, którzy ochotnym sercem włączyli się w to dzieło. Budowę pomnika wsparły również niektóre osoby świeckie. Tak, pomysł był mój, ale nie można pominąć zaangażowania ks. Tadeusza Juchasa, który kierował całym przedsięwzięciem i nie zniechęcił się żadnymi przeciwościami. Jeśli chodzi o nowe pomysły, to nie będą ich jeszcze wyjawiał. Mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować. Interesuje mnie powodzenie zwłaszcza jednego pomysłu, o którym, jeśli zostanie zaakceptowany, usłyszy cały świat. Proszę się pomodlić w tej intencji, bo „sprawa” jest wielkiej wagi.

H.J. Podobnie jak my, górale w Stanach Zjednoczonych, jest Ksiądz Prałat emigrantem, żyjącym i pracującym zdala od Polski. Może dlatego dobrze się rozumiemy. Zawsze Ksiądz krzepi nas dobrym słowem i zachęca do pracy na rzecz pokazywania światu naszej pięknej kultury podhalańskiej. To dla nas bardzo ważne. Jak Ksiądz widzi naszą pracę? Może ma Ksiądz Prałat jakieś sugestie dla Podhalan żyjących w Ameryce?

W tym roku minęło 30 lat odkąd żyję i pracuję we Włoszech. W USA byłem kilkanaście razy-  wśród naszych górali, u rodziny czy przyjaciół. Mój dziadek ze strony mamy urodził się w Chicago w 1908 r. Moi pra-pradziadkowie przybyli do USA pod koniec XIX wieku. W albumie rodzinnym mamy piękne zdjęcie z 1900 r., przedstawiające moją prababkę Marię Nowak, jako druhnę na weselu rodaka z Gronkowa. Los sprawił, że pradziadkowie wrócili do Polski w czasach ogromnego kryzysu w Stanach Zjednoczonych i dlatego kolejne pokolenia przyszły na świat w Polsce. Może dlatego w Chicago czuje się zawsze bardzo dobrze? Z dużym zainteresowaniem śledzę, co dzieje się u naszych braci górali za Oceanem i uważam, że Wasz wkład jest ogromny. Kiedy trzeba było zrobić coś nowego przy kościele, na cmentarzu czy w szkole, kiedy trzeba było pomóc np. straży pożarnej lub sportowcom w rodzinnej miejscowości, to zawsze nadchodziła pomoc ze Stanów Zjednoczonych. Trwało to przez długie lata i trwa nadal. Jestem przekonany, że całe Podtatrze nie wyglądałoby tak pięknie, gdyby nie wydatna pomoc naszej Polonii z USA i Kanady. Kolejny aspekt, który pragnę poruszyć, to Wasz wielki wkład w ożywienie góralszczyzny w Polsce. Doskonale pamiętam te czasy, kiedy na Podhalu ludzi ubierających się po góralsku była mała garstka. A propos, pod koniec lat 60-tych ubiegłego stulecia, byłem jedynym ministrantem w Gronkowie, który służył do Mszy św. w portkach góralskich, nie zważając na śmiech i docinki kolegów. Dzięki przykładowi naszych rodaków z Ameryki przyszło ożywienie i góralszczyzna zaczęła się odradzać. Myślę, że dużo dobrego zrobiły nowoczesne środki przekazu, które w znacznej mierze z USA trafiały do Polski: najpierw magnetofony, potem kasety video, a obecnie DVD czy internet. Dzięki temu nie tylko pojedyncze osoby mogły się naocznie przekonać o tym jak pięknie prezentują się nasi bracia i siostry w Ameryce, jak wysoko podnoszą naszą kulturę. I zaczęto ich naśladować. W tym miejscu pragnę przypomnieć też wielkie zasługi bł. Jana Pawła II dla ożywienia góralszczyzny. Za jego pontyfikatu, prawie każdy kto z Podhala wyjeżdżał do Rzymu, ubierał się po góralsku, niezależnie od tego czy był rodowitym góralem czy też ceprem. Nie tak dawno rozmawiałem ze Stanisławą Trebunią-Staszel, specjalistką od mody góralskiej i zgodnie stwierdziliśmy, że zanim zaczął swoją działalność Andrzej Siekierka czy inni nasi styliści, to najmodniejsze stroje naszych kobiet na Podhalu były najpierw testowane w Chicago. Stamtąd przychodziły nowości. Nie można też zapominać o innych aspektach szeroko pojętej kultury. W Ameryce wydajecie własne czasopisma, macie swoje rozgłośnie radiowe, wspieracie twórców ludowych, wspomagacie finansowo młodych, utalentowanych Podhalan, urodzonych już na ziemi amerykańskiej. Raduję się z tego powodu i gratuluję tym wszystkim, którzy wkładają serce, własny czas i pieniądze w działalność społeczną, nie zrażając się żadnymi przeciwnościami czy słowami krytyki. To dzięki nim nasza kultura jest nie tylko dostrzegana, ale też bardzo wysoko oceniana. Na pewno potrzeba silnych, charyzmatycznych liderów. Bogu dzięki, nie brakowało ich wśród naszych ludzi w żadnym pokoleniu, nie brakuje ich też w czasach obecnych. Rosną młode pokolenia Waszych dzieci i wnuków, którym przekazaliście miłość do rodzinnej ziemi i naszej kultury. To bardzo dobrze wróży na przyszłość. Ważna jest też współpraca z rodzinnym krajem, a zwłaszcza z ludźmi i instytucjami które rozumieją i doceniają ogromny wkład Polonii góralskiej w rozwój kultury. Stosunkowo dawno temu, bo w 1976 r., podczas Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Filadelfii kard. Karol Wojtyła wypowiedział słynne słowa: „Polonia jest ważna dla Polski, tak jak Polska jest ważna dla Polonii. Polska i Polonia są sobie wzajemnie potrzebne”. Parafrazując te słowa powiem: Polonia góralska jest bardzo ważna dla Podhala, tak jak Podhale ważne jest dla Was. Wzajemnie się potrzebujemy i wspólnymi siłami możemy jeszcze wiele dobrego zrobić. Niech Wam Bóg błogosławi we wszystkich dobrych poczynaniach. Życzę Wam tego z całego serca.

H.J. Wielki Bóg zapłać za rozmowę i zapraszamy do ponownych odwiedzin w Chicago.

Z ks. Prałatem dr hab. Władysławem Marianem Zarębczanem rozmawiał Henryk Janik.