Zdzisław J. Kijas OFMConv

Congregazione per le Causa dei Santi

Città del Vaticano

 

 

 

Czy piękno jest do zbawienia konieczne potrzebne?

„Bo na to piękno jest, by zachwycało”:

 

 

„W obliczu świętości życia i człowieka, w obliczu cudów wszechświata

zachwyt jest jedyną adekwatną postawą.

Właśnie zachwyt może się stać źródłem owego entuzjazmu « do pracy », o którym mówi Norwid (…).

Tego entuzjazmu potrzebują ludzie współcześni i jutrzejsi, ażeby podejmować i przezwyciężać wielkie wyzwania jawiące się już na widnokręgu.

Dzięki niemu ludzkość po każdym upadku będzie mogła wciąż dźwigać się i zmartwychwstawać.

W tym właśnie sensie powiedziano z proroczą intuicją, że « piękno zbawi świat ».”

 

(Jan Paweł II, List do Artystów, 4 kwietnia 1999)

 

 

Wstęp

Istota piękna pozostaje zagadką, którą może lepiej byłoby pozostawić w spokoju. Oczywiście można debatować nad samą postacią, nad materialnością, bądź brakiem materii w pięknie. Ktoś może powiedzieć, że piękno jest poza zasięgiem tego co nas otacza, że należy wyjść poza kanon, poza siebie, poza otaczającą rzeczywistość, aby się przybliżyć do niego, aby go poznać. Jedni mówią, że piękno nosi każdy z nas w sobie, inni, że jest to odpowiedź naszego umysłu na zastane zjawisko, są jeszcze głosy mówiące, że doświadczenie piękna jest podróżą w zaświaty, że podróż ta trwająca kilka sekund jest darem, zbliżeniem do boskości. Bywa również, że zakuci w kajdany przyzwyczajeń, boimy się zapuszczać w nieznane, aby nas coś nie zaskoczyło, abyśmy nie musieli się zmienić, porzucić to, co stało nam się bliskie, nawet jeżeli nieprawdziwe. Jesteśmy wręcz gotowi odmówić sobie prawdy, trwając w naszym subiektywnym bezpieczeństwie. Piękno bowiem, jeżeli poznane, nie pozostawia człowieka nigdy takim, jakim był przed jego poznaniem. Może właśnie dlatego trudno nam określić piękno albo wcale tego nie chcemy, obawiając się, że nie będzie odwrotu, że świat, który znamy zamknie za nami swoje drzwi, że postawi nas przed koniecznością zmiany, skorygowania dotychczasowych zapatrywań i zachowań. Stajemy często względem pytania, czy lepiej jest znać prawdę o pięknie bez względu na konsekwencję, czy może żyć ciesząc się momentami chwilowych uniesień, przelotnych doświadczeń, subiektywnych przeżyć? Podobnych pytań jest wiele i wszystko wydają się posiadać znaczenie i wartość. Z pewnością nie udzielą one odpowiedzi na pytanie czym jest piękno ale mogą wpuścić trochę więcej światła i przybliżyć rozwiązanie. Mogą również pomóc udzielić odpowiedzi, czy piękno jest do zbawienia koniecznie potrzebne.

 

Czy piękno jest tylko wrażeniem estetycznym?  

„Nastały rządy piękna”, zauważa Yves Michaud w pełnej kąśliwych uwag pracy na temat kondycji sztuki w świecie płynnej nowoczesności. „We wszystkich dziedzinach życia obowiązuje dziś imperatyw: bądźcie piękni albo przynajmniej oszczędźcie nam widoku swojej brzydoty”.

Anna Jamroziakowa pisze że

W kulturze współczesnej jesteśmy świadkami dość jednostronnego i często bezkrytycznego triumfu estetyki nad etyką. Odnosi się często wrażenie, jak gdyby prawdziwa sztuka wyparowała, zmieniła się w swoisty „estetyczny eter”, który nadyma lecz nie zostaje, nie skrapla się, nie tworzy pięknego życia. „Piękne” są bluzy z metkami najgłośniejszych obecnie projektantów, ciała modelowane w siłowniach, zmieniane za pomocą operacji plastycznych i sztuki makijażu zgodnie z najnowszą modą, atrakcyjnie opakowane towary na pólkach supermarketów. „Nawet martwe ciała są piękne – zapakowane starannie w plastikowe folie i ułożone rzędem na tle karetek”.

Socjologia mówi, że „muzea są dla żywej sztuki tym samym, czym cmentarze dla żyjących ludzi: miejscami, gdzie spoczywa to, co już martwe i pozbawione energii”.

Inaczej wygląda sceneria codziennego życia. Jest ono miejscem estetyki, wydarzeń, spotkań, doświadczeń. Codzienność złożona jest z ulotnych performance/ów i happeningów, stąd również jest bardzo kruche i przemijalne. W kruchości estetycznych doznań prezentowane piękno nie ma związku z jakością samego przedmiotu, np. obrazów, ale z jakością wydarzenia, czyli czegoś, co dzieje się niejako na marginesie samego faktu, „wokół” niego, ale co nie dotyka samego sedna sprawy. Słyszy się, że ktoś z bliskich mówi nam, że musi pójść i obejrzeć wystawę Caravaggio, Cywilizacje zrodziły się z pragnienia piękna, aczkolwiek współcześnie wydaje się, że zamiast ukoić to pragnienie, uczyniły je niemożliwym do zaspokojenia. Rozbudzają ciągle nowe pragnienia, żadnych natomiast nie zaspokajając.

Etyczny i estetyczny wymiar piękna

 Podobnie jak dla starożytności klasycznej, o czym było już wcześniej, również dla średniowiecznej filozofii i literatury, piękno było czymś więcej niż wyłącznie kategorią estetyczną. Nie było zwykłym wrażeniem zmysłowym, jak dla wielu dzisiaj. Bardziej niż „wrażeniem” było odblaskiem piękna Boga, emanacją Jego twórczej, boskiej mocy. Niosło w sobie szczególną moc przyciągania i transformacji tego, kto oddawał się jego kontemplacji lub kto je tworzył. Ówcześni autorzy zgodnie nauczali, że piękno nie tylko fascynuje widza, ale także zachęca go do wstąpienia na drogę boskości, przemieniając kontemplującego w przedmiot kontemplacji. Była to próba syntezy dwóch wykluczających się wzajemnie teorii piękna, które średniowiecze przejęło od starożytności. Według pierwszej, pochodzącej od pitagorejczyków, piękno polega na odpowiednim ułożeniu części, harmonii i proporcji. Druga teoria piękna pochodzi od Plotyna i neoplatoników, którzy widzieli piękno w absolutnej jedności, w tym, co proste i przypominające światło. Pitagorejczycy widzieli piękno w harmonii, mierze, proporcji i liczbie nazywając piękno symetria, czyli współmiernością. Stanowisko Pitagorejczyków podzielał Platon i Arystoteles. Dla Plotyna piękno to tyle, co jedność. Jedności nie ma w materii, zatem źródła piękna należy doszukiwać się w tym, co duchowe, w tym, co stanowi jedność.

Próba syntezy dwóch stanowisk pojawiła się już we wczesnych pismach autorów chrześcijańskich, chociaż pełny wyraz nadało jej dopiero średniowiecze, w szczególności zaś wieki XII i XIII. Do czasów Plotyna piękno utożsamiane było zasadniczo z symetrią i harmonią. Tymczasem Plotyn uczył, że zasadą bytu, tym co istnieje naprawdę jest Jednia – doskonała i prosta substancja, która jest niepoznawalna, gdyż każda próba jej poznania prowadziłaby do wyszczególnienia jej własności i powstania rozróżnienia: Jednia – własności, co przeczyłoby jej prostocie. Jednia kontempluje samą siebie i emanuje z siebie hierarchicznie kolejne szczeble bytu, czyli hipostazy. Z Jedni wyłania się pierwsza hipostaza - Umysł (νοῦς nus, który można interpretować zarówno jako Boga jak i grecki λόγος logos), który w akcie samopoznania zwraca się ku sobie, ujmuje i odróżnia siebie jako to, co poznaje (podmiot poznania) i jako to, co jest poznawane (przedmiot poznania). Ów umysł podwojony to druga hipostaza - to jego myśli są wzorcami i przyczynami poszczególnych rzeczy, które wypełniają świat. Dusza pierwsza (ψυχή psyche – najwyższy duch) powstaje, gdy umysł zapatrzony w Jednię tworzy jej ogląd. Dusza pragnie tworzyć, jednak jej moc jest zbyt mała - dlatego też wszystko, co się z niej wyłania (świat zmysłowy) nie jest już samodzielnym bytem - hipostazą. Dusza stanowi najniższy, ostatni poziom w emanacyjnym ciągu bytów. Teoria emanacji była podstawową myślą systemu Plotyna. Świat był dla niego kolejnym emanowaniem coraz to nowych istnień. Założył, że kolejne byty są mniej doskonałe. Byty doskonałe mają większą moc twórczą. Stworzenie jest zawsze mniej doskonałe od swojego twórcy. Powstaje w ten sposób porządek zmniejszających się doskonałości. Rozpoczyna go byt najdoskonalszy – Absolut, Jednia – i trwa tak długo, aż nie wyczerpie się zmniejszająca się stopniowo doskonałość i moc twórcza. Ten porządek następujących po sobie bytów nazwał greckim terminem efesis.

 Z pojęciem Jedni Plotyn wiązał również pojęcie Piękna, które polega w istocie na jedności – doskonałej, bogatej, będącej źródłem wszystkich późniejszych emanacji. Jest ono odblaskiem niematerialnej idei w rzeczywistości zmysłowej. Teoria Plotyna wywarła znaczący wpływ na estetykę bizantyjską i na średniowieczną metafizykę światła. Święty Augustyn poddał ją dodatkowej obróbce, zwracając równocześnie uwagę na ścisłą zależność, jaka występuje pomiędzy figura et color

 Za sprawą Pseudo-Dionizego Areopagity, który żył na przełomie V i VI wieku, obie te koncepcje piękna, formuła pitagorejsko-platońska i neoplatońska. zostały połączone i ujęte w formule: consonantia et claritas. Pseudo-Dionizy Areopagita łącząc obie koncepcje rozumienia piękna, wywiera duży wpływ na całą myśl średniowieczną. Kategorie piękna odnosił Pseudo-Dionizy przede wszystkim do Boga, podkreślając, że piękno jest obok dobra ta własnością Boga, poprzez która przejawia się jego natura jako przyczyna celowa. Bóg utożsamiony zostaje z pięknem absolutnym. Pośród określeń Boga, jakie spotykamy u Pseudo-Dionizego można wymienić: wszechpiękność, nadpiękność, piękno ponad bytem. Władysław Tatarkiewicz pisze, że w estetyce Pseudo-Dionizego następuje odejście od pojmowania piękna jako własności empirycznej ku pięknu transcendentnemu.

Wieki XII i XIII jeszcze mocniej zwiążą piękno z metafizyką światła i optyką. Robert Grosseteste, św. Bonawentura, św. Albert Wielki – każdy na swój sposób – formułują i pogłębiają tę intymną zależność. Prawdziwe piękno utożsamiane jest przez nich z samym Bogiem, a jego głównym przejawem jest światło. Św. Tomasz z Akwinu dodaje: „Jeśli coś nazywamy pięknem, to dlatego, że posiada blask właściwy swemu gatunkowi i że jest zbudowane wedle właściwych proporcji”

Wspomniane źródła fascynacji pięknem wspólne są dla średniowiecznej filozofii, teologii i literatury. Lecz o ile średniowieczna filozofia i teologia formułują teorie i koncepcje piękna, o tyle literatura powieściowa tego okresu, wolno od wielkiej refleksji filozoficznej czy estetycznej, wpisuje zasady średniowiecznej metafizyki piękna w tkankę powieściową, tym mocniej wprowadzając ją w bieg życia codziennego, w klimat zwyczajności. Dzięki niej piękno zaczyna być jeszcze mocniej rzeczywistością i przeżywaną, aniżeli teoretyzowaną. W literaturze nie chodzi tyle, aby piękno ujmować w pojęcia, aby je rozważać czy analizować, ale aby je przeżywać. Literatura i sztuka dążyć będą, aby autentyczne piękno zachwycało i przyciągało, aby otwierało drogę do najpiękniejszej przygody, jaką jest miłość i poznanie.

XII-wieczna powieść ma jeszcze jedno źródło fascynacji pięknem: jest nim mistrz Owidiusz (43 przed Chr. – 17 lub 18 po Chr.), jeden z najwybitniejszych elegików rzymskich.  W XII wieku był on do tego stopnia popularny, że często okres ten nazywa się jako aetas ovidiana. Owidiusz pozostaje co prawda nieufny względem zwodniczej piękności kobiet, oddaje jej jednak należny hołd i przyznaje, że w procesie narodzin miłości odgrywa ona rolę pierwszorzędną. Owidiański topos pierwszego spojrzenia, odwołujący się do wzajemnej fascynacji pięknem zakochanych, zrobi zawrotną karierę w literaturze średniowiecza i wieków późniejszych. Tę szczególną zależność miłości i piękna fizycznego pogłębi w drugiej połowie XII wieku Andreas Capellanus, uważany za teoretyka miłości dwornej. W napisanym po łacinie traktacie De Amore

 W powieści XIII-wiecznej wrażliwość na piękno materialne i zewnętrzne podporządkowana zostanie wrażliwości na piękno duchowe. Przewartościowanie to dokona się pod wpływem myśli monastycznej, która wywrze decydujący wpływ na literaturę Graala. Literatura ta podejmie dziedzictwo myśli Bernarda z Clairvaux i Wilhelma z opactwa świętego Teodoryka Kontemplacja piękna jako pomysł na literaturę

 Asymilacja kategorii kontemplacji okazuje się jednym z najciekawszych i najbardziej nośnych pomysłów średniowiecznej powieści, w szczególności powieści dwornej.

Wrażliwość na obecność „sensu zakrytego” kształtuje się w literaturze średniowiecznej pod wpływem współczesnej jej teologii, która, w ślad za Ojcami Kościoła, powtarza: Biblia jest jak świat, a świat jest jak Biblia. Infinita sensuum silva – nie mający kresu las: im dalej się w niego zagłębiasz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie przemierzysz go do końca. Skarb Ducha, którego bogactwo nieskończone jest jak On sam. Labirynt, niezgłębione Niebo, Przepaść bez dna i bezkresne Morze. Mira profunditas – przedziwna głębia. Nie ma innej drogi, by zrozumieć Biblię i otaczającą rzeczywistość.

W świecie powieści dwornej, przedmiotem kontemplacji jest, przede wszystkim, piękno fizyczne bohaterów. Jest ono pierwszym i niezbędnym stopniem, stanowiącym zaproszenie do odkrycia ich piękna moralnego. Zgodnie z platońską zasadą identyfikacji dobra z pięknem, dobrym może być tylko to, co piękne, a pięknym to, co dobre. Starofrancuska powieść pozostaje wierna tej zasadzie.

Kontemplacja piękna fizycznego bohaterów jest kontemplacją urzeczywistniającą się najpierw w sferze miłości. W szczególności, autorom udaje się uchwycić i przedłużyć moment narodzin miłości poprzez odwołanie się do aktu kontemplacji estetycznej. Nawiązując kontakt poprzez spojrzenie, bohaterowie odkrywają nawzajem swe piękno i, pozwalając mu się ogarnąć, jednocześnie pozwalają ogarnąć się miłości.

Odkrywanie piękna przejawia się na poziomie poetyki tekstu licznymi i szczegółowymi pochwałami urody bohaterów. Sztuka portretu, stanowiącego obowiązkowy element średniowiecznych sens i matiere, rozwija się w sposób twórczy, choć może dla dzisiejszego odbiorcy nieco zbyt skodyfikowany, uporządkowany i podporządkowany regułom łacińskiej literatury wczesnego średniowiecza. Każdy z autorów stara się jednak – podejmując wyzwanie „gry wariantów” i zachowując reguły obowiązującego kanonu – stworzyć swój własny, nowy wizerunek „najpiękniejszej damy świata” i „najpiękniejszego rycerza”.

Kontemplowane piękno fizyczne jest pięknem pełnym harmonii, proporcji, a przede wszystkim światła. Nie chodzi tu bynajmniej o porównanie czy metaforę. Piękno rozsiewa wokół siebie blask, dostrzegalny dla świadków spotkania zakochanych.

Oprócz piękna postaci, kontemplowane jest też piękno rzeczy. Średniowieczna wrażliwość na piękno przejawia się tu w umiłowaniu wszystkiego, co emanuje światłem: złota, srebra, drogich kamieni. Piękne jest to, co błyszczy, co świeci, co jest przejrzyste, jasne, świetlane i czyste. Jak zauważa Edgar de Brudne, epoka ta ceni „wszystko, co błyszczy, a więc szkło, złoto, drogocenne kamienie, wszystko, co gładkie i piękne. Kolor powinien płonąć jak ogień, lśnić jak pełne światłości powietrze, jaśnieć jak słońce. Staje się naprawdę piękny dopiero wtedy, gdy staje się cały czysty i prześwietlony […]. Ma w sobie coś metalicznego i – podobnie jak brąz, złoto, czy srebro – czerpie swój blask z powietrza przesyconego światłem”.

Procesowi estetyzacji podlega też w omawianych utworach kategoria chronotopu. Literatura powieściowa XII i XIII wieku, zarówno ta pisana wierszem, jak i pisana prozą, dostarcza wielu przykładów piękna wpisanego w konkretną czasoprzestrzeń. Epizody opisujące kontemplowanie ziemskiej, lub eschatologicznej rzeczywistości sytuowane są w kadrze sprzyjającym kontemplacji. Staje się nim najczęściej ogród, las, łąka, wyspa, pałac lub zamek. Ten swoistej specjalizacji piękna towarzyszy starannie dobrany kadr czasowy: w powieści pisanej wierszem, opiewającej uroki dwornej miłości, jest nim wiosna, zachwycająca swoją świeżością. W powieści pisanej prozą i eksponującej wymiar eschatologiczny, uprzywilejowaną porą staje się noc rozjaśniona blaskiem nadprzyrodzonych wizji i objawień. W owej szczególnej zależności pomiędzy kontemplacją piękna i rodzajem czasoprzestrzeni chodzi też o szczególną spójność kategorii mikrokosmosu, jaką jest człowiek, i makrokosmosu, w którym człowiek ten funkcjonuje. Bohater uosabiający piękno nie mógłby istnieć w świecie pozbawionym harmonii, równowagi i blasku. Kontemplowane piękno postaci, rzeczy, czasu czy przestrzeni nosi znamię wyjątkowości, a nierzadko i cudowności (merveilleux), wywodzącej się z arystotelesowskiej koncepcji thaumaston

 Nie sposób przecenić roli piękna jako czynnika kompozycji powieści. Sceny kontemplacji piękna, decydujące o statycznym charakterze utworu, doskonale równoważą dynamiczne sceny narracji. Bez nich queste – nie mające końca wędrowanie bohaterów – stałoby się męczącym kalejdoskopem potyczek i przygód. Sceny kontemplacji są wytchnieniem dla bohaterów i dla odbiorcy tekstu. Są momentem wyciszenia, w którym odnowione zostają siły znużonych wędrówką. Nadają wreszcie właściwą orientację powieści, zwracając ją w stronę wartości wysokich.

Sceny te są także momentem twórczego zachwytu. Twórczego, bo jego konsekwencją jest działanie. Piękno działa jak magnez: przyciąga spojrzenie, otwiera nowe horyzonty przygody i kieruje kroki bohaterów na właściwe ścieżki. Ukazując się, lecz nie dając posiąść się od razu, piękno zachęca do nieustannego wyruszania w drogę. Jego wspomnienie, wpisane w serce i pamięć bohaterów, umacnia ich w wysiłku poszukiwań.

Piękno, które zbawia

Papieski List do artystów, podpisany w Niedzielę Wielkanocną 4 kwietnia 1999 r., kończy się nawiązującym do intuicji Dostojewskiego słowem o pięknie, które zbawia świat.

Piękno jest kluczem tajemnicy i wezwaniem transcendencji. Zachęca człowieka, aby poznał smak życia i umiał marzyć o przyszłości. Dlatego piękno rzeczy stworzonych nie może przynieść mu zaspokojenia i budzi ową utajoną tęsknotę za Bogiem, którą święty Augustyn, rozmiłowany w pięknie, umiał wyrazić w niezrównanych słowach: «Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię umiłowałem».

 Niech różnorakie drogi, którymi podążacie, artyści całego świata, prowadzą was wszystkich do owego bezmiernego Oceanu piękna, gdzie zachwyt staje się podziwem, upojeniem, niewymowną radością (n. 16).

Papież sytuuje piękno na „pograniczu” teraźniejszości i przyszłości, materialności i duchowości. Właściwe piękno ma bowiem siłę łączenia ekstremów, wiązania ze sobą paradoksów, zespalania w jedno tego, co na pozór wydaje się rozdzielone lub rozdarte. Może zachęcać do dobra, do świętości, jak również przyciągać w stronę grzechu, dodatkowo osłabiać i pogrążać człowieka. Z jednej strony nad pięknem, które dostrzegamy i przeżywamy, ciąży wciąż jeszcze upadek człowieka, słabość i zło, od którego nie sposób uwolnić się ludzkimi siłami, lecz z drugiej to samo piękno, jeżeli tylko zostaje pobudzone i powołane do życia przez spotkanie człowieka dobrego, świętego, pełnego Boga, jest osądem brzydoty, zła i pragnieniem uwolnienia się z ich niewoli. Papież pragnie skupić się na pięknie prawdziwym, które ciągle duszę w górę, uszlachetnia ją i jednoczy z samym Pięknem, z Bogiem. Właśnie dlatego nawiązuje do słów św. Augustyna o „piękności tak dawnej i tak nowej”.

Słowa Biskupa z Hippony są niczym głęboki oddech, niczym światło w ciemności czy woda na pustyni spalonej słońcem. Pozwalają one dotknąć Tego, który trzyma nas od zawsze, od początku. Odczuć Jego bliskość i poczuć się mocnym. Mówi św. Augustyn: Sero te amavi, pulchritudo tam antiqua et tam nova, sero te amavi! Et ecce intus eras et ego foris et ibi te querebam et in ista formosa, quae fecisti, deformis irruebam. Mecum eras, et tecum non eram. Ea me tenebant longe a te, quae si in te non essent, non essent. Vocasti et clamasti et rupisti surditatem meam, coruscasti, splenduisti et fugasti caecitatem meam, fragrasti, et duxi spiritum et anhelo tibi, gustavi et esurio et sitio, tetegisti me, et exarsi in pacem tuam.

Tłumacz polski oddaje słowa św. Autora w sposób następujący:

Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłeś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie – rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zawołałaś, krzyknęłaś, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zjaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. Rozlałaś woń, odetchnąłem nią – i oto dyszę pragnieniem Ciebie. Skosztowałem – i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknęłaś mnie – i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim.

Bóg staje się właściwym i zbawiającym Pięknem. Człowiek, który błądzi i poszukuje wie, że został uratowany przez Piękność, która „z nim była, chociaż on z nią nie był”. Wie również, że znalazł ja i pokochał za późno, ponieważ dla tego, kto autentycznie pragnie kochać i być kochanym, każda miłość przychodzi z pewnym opóźnieniem. Pragnie bowiem kochać od zawsze i być kochanym od początku. Kiedy ją wreszcie odnajduje, odtąd pragnie widzieć siebie w Piękności, utożsamiać się z nią możliwie najpełniej, wiązać silnymi więzami jedności. Odtąd życie człowieka koncentruje się na Pięknie i staje się życiem dla Niego. Piękno przestaje być pojęciem czysto abstrakcyjnym i wyłącznie estetycznym, przyjmując rysy bardzo personalne i kierując do człowieka wyzwania etyczne. Jednocześnie Piękność odnajduje się w pewnym sensie w słowach i czynach człowieka, w jego myślach, pragnieniach i tęsknotach. Każde działanie i każda decyzja, którą człowiek podejmuje, nosi odtąd w sobie ów silny i widoczny przez innych odcień Piękna, które zbawia, ale które zarazem przybliża ludzi do siebie, czyni ich przyjaciółmi i solidarnymi w staraniach o dobro. Zbawienie, które jest pięknem, szuka człowieka, a z nim i w nim zarazem swojego właściwego i ostatecznego kształtu, czyli Piękna. W ten sposób można się zgodzić, że Piękno nie tyle jest konieczne do zbawienia, ile jest samym Zbawieniem. Te dwie wartości/rzeczywistości wzajemnie się utożsamiają, nakładają jedna na drugą, ściśle się jednoczą.

Słowa z papieskiego Listu zachęcają do spoglądania z odwagą i bez lęku na wszystkie dzieła ludzkiej twórczości, na każde autentyczne piękno, z głębokim przekonaniem, że każde z nich podlega osądowi w świetle tej jednej chwili, w której Bóg sam odsłania swoje Piękno. „Dzięki niemu ludzkość po każdym upadku będzie mogła wciąż dźwigać się i zmartwychwstawać. W tym właśnie sensie powiedziano z proroczą intuicją, że »piękno zbawi świat«” (n. 16).