"Gronków i Gronkowianie"

Gronków to przedziwna wieś. Niby Podhale, ale gór ani śladu. Tylko na horyzoncie widać: Babią Górę, Pieniny, Gorce no i oczywiście Tatry. Przez wieś płynie rzeczka, Leśnica. Niewielka, utopić się w niej trudno. Miejsca do pływania - ani na lekarstwo. Ale prawdziwy urok górskiej rzeki nie polega na tym, żeby w niej pływać lub się topić. Urok tkwi w rybach, przede wszystkim w pstrągach. Jeden Bóg wie, ile tych pstragów nawyciągałem z rzeczki Leśnicy, poniżej Gronkowa, gdy nie było jeszcze nawozów sztucznych, środków piorących i potajemnych garbarzy skór. /.../

            Wieś była góralska aż do szpiku kości. Co to znaczy? To znaczy, że było w niej jakieś szczególne zamiłowanie do ryzyka. Ludzie sprawdzali się w ryzyku. Ryzyko było ich żywiołem. Rozmaicie się to przejawiało, czasem źle czasem dobrze. Źłe, gdy były bitki po weselach, gdy czasem brakło poszanowania cudzego mienia, gdy trzeba było ginąć na granicy z przemycanym towarem. Dobrze, gdy szło się "do szkół", gdy wędrowało się za ocean a potem zza oceanu wracało, gdy rzucało się życie "na stos" w obronie niepodległości ojczyzny a potem, gdy szło się "na służbę Bogu". W pewnym momencie to ostatnie ryzyko zaczęło dominować, Gronków stał się jedną z najbardziej żyznych gleb, na której wyrastały powołania kapłańskie i zakonne. Tutaj, na tej ziemi, szeroko otwartej, widać, jak na dłoni: "Nie samym chlebem żyje człowiek".

            Wyrazem tej prawdy jest również niniejsza książka - książka świadectwo. Nie jest to - ściśle biorąc - historia. Pod pewnym względem jest to coś więcej niż historia. Jest to owoc czuwania nad duchowym wymiarem wsi. Wiadomo, że zawsze jest nam coś powierzone: jakiś dom, jakiś zagon, jakiś kawałek lasu, jakiś człowiek. Autorzy tej książki w większości żyją poza swoją wsią, gdzie mają swoje obowiązki. Czują jednak, że wieś została im także na swój sposób powierzona. W książce tej opowiadają, co ze wsi wynieśli i co zasługuje na ocalenie.

            "Gdzie skarb twój, tam serce twoje". Serca autorów są w ich domach, po ich zagonach i lasach, po potokach i strumieniach, w szkole, w kościele”. Ks. Józef Tischner, wprowadzenie do książki „Gronków i Gronkowianie”

 ”Systematyczne wyjazdy do Ameryki likwidowały przeludnienie Gronkowa i jednocześnie skutecznie zapobiegały zjawisku głodu mieszkańców, umożli­wiając egzystencję pozostałym członkom rodzin. Działał tu, utarty wiejskim zwyczajem, mechanizm nakazujący pozostawienie na ojcowiźnie jednego z sy­nów. Stąd wyjazdy były zazwyczaj udziałem starszego rodzeństwa, podczas gdy na gospodarstwie pozostawali rodzice z najmłodszym synem. Pozwoliło to na przetrwanie wielu starych rodów góralskich. Nie zawsze zresztą była to emigracja na stałe, część wychodźców wracała, dokupując do swych gospo­darstw ziemię rolną i grunty leśne”

– Jadwiga Plewko, ”Studia Polonijne”, t.21, Lublin 2000.