CZEKAMY NA JEZUSA

Jedna z moich studentek, odznaczająca się ścisłym umysłem matematycznym, zaproponowała mi niedawno ciekawy test. Najpierw zapytała czy wiem, że nasz układ nerwowy jest bombardowany przez około dwa miliony informacji na sekundę? W ciągu jednej sekundy człowiek jest w stanie przeanalizować tylko 126 z nich, pomijając wszystkie inne. Liczba informacji, których nie jesteśmy w stanie ogarnąć jest więc ogromna. Nic więc dziwnego, że dwie osoby zapamiętują to samo zdarzenia inaczej. To, co usuwamy – komentowała - zależy od naszych wartości i przekonań, oprócz wspomnień i doświadczenia z przeszłości.
Po tym wstępie zadała mi pytanie: wśród wielu życzeń na Boże Narodzenie, które otrzymałeś w przeszłości i na obecnym etapie życia, które najbardziej zapamiętałeś i które wybrałeś?
 Pytanie to skłoniło mnie do refleksji osobistej na temat różnych kontekstów, w których przyszło mi żyć. W mgnieniu oka uświadomiłem sobie jaką ewolucję przeszło moje doświadczanie Bożego Narodzenia.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomniałem sobie święta Bożego Narodzenia z dzieciństwa na Podhalu: niezapomnianą atmosferę domu rodzinnego, ubieranie choinki, oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, wieczerzę wigilijną, życzenia rodziców, abym wyrósł na dobrego człowieka, śpiewanie kolęd, pasterkę w kościele, radość ze spotkania z bliskimi ludźmi, kolędowanie w rodzinnej wsi.... Było to coś niezwykle pięknego i dostarczało tyle wspaniałych przeżyć.
W dzieciństwie przesłanie Bożego Narodzenia docierało do mnie przez gesty kochających mnie osób i przez podniosłą liturgię przeżywaną w kościele parafialnym. Wystarczyło uklęknąć przed szopką i wpatrzeć się w leżące na sianie Dzieciątko Jezus, aby doświadczyć wielkiego wzruszenia. Jak uroczo kłaniał się i dziękował po wrzuceniu drobego pieniążka do skarbonki Aniołek w gronkowskim kościele! Jako dzieci, ile mieliśmy przy tym radości.
Dość szybko potem wyruszyłem w świat i wraz ze zmianą miejsca pobytu zaczął zmieniać się też przekaz Bożego Narodzenia. Nigdy nie zapomnę pierwszej kartki z życzeniami, którą dostałem w Seminarium Duchownym. Dobrze zapamiętałem też życzenia nadesłane przez rodzinę w stanie wojennym. Kawałek przeciętej kartki i pieczątka informująca o tym, że list został ocenzurowany! Utknęły mi w pamięci również życzenia otrzymane w języku, którego dopiero się uczyłem i aby odczytać piękne myśli w nich zawarte, musiałem korzystać ze słownika.
Bieg życia, formacja intelektualna i duchowa sprawiały, że zmieniał się obraz Bożego Narodzenia w moim życiu. Z czasem jego przekaz stał się dojrzalszy i bardziej odpowiadający tajemnicy w nim zawartej.
Bo święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim pamiątka uniżenia Boga, o czym wymownie opisuje św. Paweł: ”Jezus Chrystus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci  i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6-8).
Jak naucza sobór Watykański II, ”Syn Boży przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękoma pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu” (Gaudium et spes n. 22).
 Jakie zdumienie i radość przenika nasze serca kiedy uświadamiamy sobie, że Syn Boży wkroczył w historię ludzkości, której jesteśmy częścią i zapoczątkował nową erę, pełną życia i nadziei na sprawiedliwość, pokój,  pojednanie, braterstwo i miłość.
Z Nim wszystko staje się możliwe! Jego przyjście na świat tchnęło w nas nadzieję, że każdy czyn, troska, nasze krzyże i cierpienia mają głęboki sens i prowadzą do pełni życia. Przyjdzie dzień, w którym poznamy prawdę i kochającego nas Boga, który powołał nas do istnienia, odkupił i przeznaczył do radości wiecznej. ”Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza nagroda w niebie” (Łk 6,23).
Moja ciekawa wszystkiego studentka zadała mi kolejne pytanie.
Czego spodziewasz się po tegorocznych świętach Bożego Narodzenia? Może czekasz na kogoś lub na coś? Czego najbardziej oczekują współcześni ludzie? Po czym, to ona zrobiła mi krótki wykład:
- Dzieci nie mogą się doczekać kiedy staną się dorosłymi, a kiedy już dorosną, z nostalgią wspominają swoją młodość,
- Rodzice czekają, kiedy dorosną ich dzieci, a kiedy już dorosną, woleliby je zawsze małymi dziećmi,
- Chorzy wyczekują  zdrowia, a kiedy są zdrowi, nie doceniają tego wielkiego daru.
Można oczekiwać:
- dobrobytu....którego i tak nigdy nie będzie za dużo,
- dyplomu. .. a potem nie można znaleźć pracy,
- pracy ... a kiedy jest, często nie przynosi satysfakcji,
- łaski od Boga...a potem jej nadużywamy i pozostaje gorycz rozczarowania,
- władzy... która często prowadzi do nadużycia,
- szczęścia. .. ale nigdy go nie wystarcza,
- lata .. i okazuje się, że jest zbyt gorąco,
- zimy. .. i okazuje się, że jest zbyt zimno,
- niedzieli ... a następnie marnuje się ten dzień na banalne i mało znaczące sprawy,
- matka spodziewa się dziecka zdrowego. .. a kiedy urodzi się zdrowe, nie dziękuje Bogu......
    Przyznałem jej rację. Współczesny człowiek jakże często gubi się w swoich wyborach i nie wie czego oczekiwać, jak oczekiwać, albo nie oczekuje  już niczego. Są ludzie, którzy żyją z dnia na dzień, bez żadnego zainteresowania, bez pasji życiowej, bez celu, bez nadziei. Ludzie zamknięci w swoim małym światku, żyjący tylko chwilą, skoncentrowani na teraźniejszości, nie potrafią czekać na jutro, chcą wszystkiego i to od razu, natychmiast, jakby żyli w stanie permanentnego dorastania. Są ludzie dumni, którzy niczego nie oczekują od innych, ponieważ myślą, że posiadają wszystko. Są też ludzie leniwi, którzy nie aspirują do czegoś większego, ponieważ zdają sobie sprawę, że zaangażowanie niesie ze sobą koszty i ciężką pracę. Są wreszcie ludzie zdezorientowani, którzy oczekują wytycznych od systemów i ludzi, czerpiąc wodę z pustej studni, z popękanych cystern... Są w końcu ludzie zbyt wymagający od siebie i od innych i oni często doświadczają rozczarowania, ponieważ marzą i oczekują czegoś niemożliwego do osiągnięcia.
    Ilu ludzi, nawet tych deklarujących się jako wierzący, zasiądzie do wspólnego stołu, być może zaśpiewa kolędę, ale ich święta Bożego Narodzenia nie będą prawdziwe, będą obchodzone bez głównego bohatera,  który przyszedł na świat ofiarować zbawienie każdemu człowiekowi.
Trzeba odwagi, aby wyznać, że jest się grzesznikiem potrzebującym i pragnącym zbawienia. Nie wystarczy sam chrzest, modlitwa czy chodzenie do kościoła, jeżeli to nie jest poparte czynną miłością. Wielu ludzi uważa, że w ich życiu wszystko jest w porządku ponieważ nikogo nie krzywdzą. Nie wystarczy mieć czyste ręce, trzeba je napełniać dobrymi uczynkami.
    Dlatego, jak słyszeliśmy wiele razy w Adwencie, ”Czuwajcie, czuwajcie i módlcie się”. Nasze czuwanie niech będzie trwaniem w wierze, nadziei i miłości, nawet pośród przeciwności życia. Niech będzie zaufaniem wierności Bogu, który jest zawsze blisko i towarzyszy nam w ziemskiej pielgrzymce.
”Głos Boga rozlegał się na pustyni, w ciszy. Dzisiaj, pustynia i cisza już nie wystarczają. Powiększyliśmy huk i napełnili hałasem nas samych. Potem dziwimy się, że Pan nie okazuje się. Przestańmy kłaść nacisk tylko na człowieka. Nadszedł czas, aby myśleć o Bogu” - radzi Andriej Siniawski, rosyjski pisarz, eseista i historyk literatury.
Skorzystajmy z tego zaproszenia a wtedy łatwiej przyjdzie nam spotkać Boga, który z miłością pochyla się nad każdym swoim dzieckiem.
    Wszystkim odwiedzającym moją stronę internetową życzę, aby w swoich codziennych wyborach zawsze opowiadali się po stronie Boga, a tym, którzy nie łączą  obchodów świąt Bożego Narodzenia z narodzinami Pana Jezusa, życzę, aby zostali dotknięci miłością Dzieciątka, w którym zamieszkała cała pełnia Bóstwa.
Ks. Władysław Marian Zarębczan, Watykan


Tekst został przygotowany dla Tygodnika Podhalańskiego na Boże Narodzenie 2011